Nie można wierzyć, że Historia dzieje się tak sama z siebie. Jest do pewnego stopnia nieprzewidywalna ale zawsze można dostrzec jakieś znaki zwiastujące zmiany.

Dzisiejsza Europa, a Polska kulturalnie, cywilizacyjnie i politycznie do niej należy od zawsze (jak tylko Cesarstwo Rzymskie się wy...) i nie ma żadnego wspólnego celu, żadnego wspólnego projektu. Na dobrą sprawę nikt tak naprawdę nie jest zgodny co do tego jak takie wspólne cele mają wyglądać.

Europa przeistacza się powoli w bezwolny, zbiurokratyzowany twór pozbawiony historii, pamięci i granic. Tylko ta ostatnia cecha może być uważana za coś pozytywnego.

Społeczeństwa zmieniają się powoli w bezładną, bierną masę. Kręcimy się w kółko nie podążając do żadnego celu. Każdy chce się wyróżniać a jesteśmy coraz bardziej zuniformizowani.
Walczymy w obronie jakichś spraw czy opcji politycznych ale jest to tylko iluzja i rola, odgrywana najczęściej nieświadomie, w sztuce realizowanej przez sprytnego reżysera i scenarzystę.

Przychodzi na myśl świat opisany w Matrixie braci Wachowskich.
Każdy uważa za prawdziwe to, co jest w rzeczywistości złudzeniem.
Każdy jest manipulowany i w tym samym momencie ma złudzenie bycia wolnym.

Jeszcze chyba nigdy ludzie nie byli poddawani takim ograniczeniom wolności jako jednostka i społeczeństwo, wierząc jednocześnie, że robią to co chcą. Nie wiedzą jednak tak naprawdę czego właściwie chcą.
To system programuje i modeluje ich pragnienia. Wszechobecna reklama niestrudzenie powtarza jedyne przesłanie, że szczęście tkwi w nabywaniu przedmiotów, gromadzeniu rzeczy.
Ideologia towaru, w poszukiwaniu nowych, ciągle nowych konsumentów powoduje, że triumfuje dialektyka „mieć” nad „być”.

Codziennie niszczone są tysiące miejsc pracy lecz nikt nie ma chęci bronić czegoś co nie leży w jego prywatnym interesie. Walka i solidarność zauważalna jest jedynie w obrębie określonych kategorii zawodowych czy korporacyjnych.
Nie ma charakteru powszechnego, nikt nie patrzy dalej poza czubek własnego nosa.
Systemowi zarzuca się jedynie złą redystrybucje bogactw a nie to, że tak naprawdę jest w stanie tylko produkować przedmioty.

W reżimie zatomizowanego społeczeństwa, gdy każda jednostka traktowana jest jako byt absolutny i egoistyczny („róbta co chceta”) zanika jakakolwiek zdolność do mobilizacji. Masy złożone z takich jednostek są tworami biernymi, pozbawionymi energii, stają się „milczącymi większościami”. Gdzie jedyną cechą „większości” jest właśnie milczenie.

Największym sukcesem systemu  jest nie tyle wypranie umysłów ze  zdolności postrzegania lecz przyzwyczajenie do fatalistycznego spojrzenia na przyszłość gdzie jedynym światełkiem jest podążanie za rzeczami materialnymi.

System nie pretenduje do miana doskonałego. Utrzymuje jedynie, że nie ma alternatyw. A jeśli nie ma nadziei na lepszy świat to nic się nie da zrobić i tak koło się zamyka.

Najgorsze jednak nie jest to, że system nie może być kontestowany dlatego, że odrzuca każdą krytykę lub ją  sankcjonuje, lecz dlatego, że ją wchłania, trawi i w ten sposób uodparnia się.
Fałszywi „rebelianci” walczący z różnymi tabu wyważają najczęściej otwarte drzwi. Spełniają rolę  błazna, potrzebnego na każdym dworze, a któremu z reguły włos z głowy nie spadnie.
Ja np. doskonale wpisuję się w tę definicje. Choć bardzo mi to się nie podoba...

A w każdym społeczeństwie łatwo znaleźć prawdziwe tabu. Starczy spojrzeć za co idzie się do więzienia, za co traci się pracę albo jest się wyrzucanym z blogowiska.
Dramatem jest to, że prawdziwa „rewolucja” nie ma już żadnego punktu oparcia.

Dominujący, lichwokratyczny,  system łyka wszystko, żywi się wszystkim. Ma nadzwyczajną zdolność wykorzystywania  dla swojej korzyści każdej  rzeczy. Nawet wizerunek Lenina albo Che Guevary może służyć do celów komercyjnych.

A wśród tego wszystkiego jednostka, która zatraciła poczucie życia w kolektywie.
Człowiek, który zatracił świadomość, że prawdziwy sukces każdego tkwi w podporządkowaniu swych celów dobru wspólnemu. Res Publica...

Coś zaczęło dziać się na nE. Zanim jednak na dobre wzniosło się dumnie w górę to już wg. innych ma upaść. Bez dania żadnej rozsądnej racji...

Byłem przekonany, że skoro udało się zebrać przy jednym stole siedem osób (o diametralnie nieraz różnych poglądach) to przy odrobinie dobrej woli dojdziemy do porozumienia.
Okazuje się jednak, że to niemożliwe(?).

Jesteśmy aż tak głupi czy socjotechnika Ustawiaczy Świata zbiera swoje owoce?

Włączamy tv albo radio. I co nam przekazują?
Festiwal nienawiści z każdej strony. O niekompetencji nie wspomnę.

Kim jest polityk i jaka jest jego gradacja priorytetów?
Czy zasługuje na bezwarunkowe i bezrefleksyjne poparcie?
Taką bowiem postawę lansują ci, którzy będą widzieć przede wszystkim słomkę w oku przeciwnika nie sprawdzając przy tym stanu swojego oczodołu.

Polityk to taki uczestnik życia publicznego, który zwykle ciesząc się określonymi przywilejami musi liczyć się z wnikliwą oceną swoich poczynań. Tych prywatnych a także (a może przede wszystkim) publicznych.

Nikt nie zostaje politykiem z przymusu, może z jednym wyjątkiem tego co to powtarzał - „nie chcem ale muszem”.
Zwykle jednak jest to decyzja podyktowana zaspokajaniem własnego ego, masturbacji intelektualnej, chęcią poprawy sytuacji materialnej czy chęcią dominowania. I nie ma w tym nic złego! Każde stado potrzebuje osobników alfa.
O ile jednak polityk czy osoba aspirująca to takiej funkcji w państwie może pozwolić sobie na różne gierki i koniunkturalizm to mnie, wyborcę, ta zasada nie dotyczy.
Ja, jako świadomy i odpowiedzialny wyborca muszę myśleć w kategoriach Męża Stanu. Bo tylko wtedy jestem w stanie dokonać wyboru.

Polityk ma inną hierarchię zachowań: w pierwszym rzędzie musi dbać o utrzymanie osiągniętej pozycji i sięgać po więcej. Dlatego musi zadbać o swoje bezpośrednie zaplecze, które mu to zagwarantuje.
Potem pomyśli o zaspokojeniu potrzeb własnych i swoich bliskich a .. dopiero potem, jak okoliczności i sumienie pozwolą, zadba o res publica.

Ci, bardzo nieliczni niestety, którzy wyłamują się z tego schematu dorastają czasami do miana Męża Stanu.
Lecz jest to kategoria na wymarciu.

Dla mnie, wyborcy, żona Cezara może być nawet ladacznicą. Ale sam Cezar  nie!
Gdybym spytał któregoś z Was, skąd wziął na nowe auto to w najlepszym przypadku (zakładając, że nie jestem urzędnikiem US) posądzony zostałbym o wścibstwo i grubiaństwo.
To samo pytanie zadane politykowi jest nie tylko na miejscu ale jest wręcz konieczne. To samo dotyczy nie tylko jego stanu posiadania lecz przede wszystkim poglądów (lub powodów ich zmiany), sympatii i sojuszy politycznych.
Być politykiem to misja i ŚŁUŻBA a nie jakieś dolce vita, które zdaje się pędzić ogromna większość wybrańców Narodu.

Ja, wyborca, godzę się na jego przywileje, immunitety i wyższe pobory ale oddając swój głos zawieram umowę, że będzie mnie, jako obywatela państwa, reprezentował w najlepszy z możliwych sposobów.

Bezkrytyczny a czasami wręcz bałwochwalczy stosunek do swoich faworytów politycznych nie służy niczemu dobremu. A zwłaszcza nie służy zdrowej debacie politycznej. To my w tej grze powinniśmy odgrywać rolę mężów stanu, skoro tak niewielu polityków na to stać.

Jak już kiedyś podkreślałem, uważam, że oddolne ruchy są szansą na naprawę Rzeczpospolitej.
Niech w takich ruchach ścierają się poglądy tych setek (anonimowych) mężów stanu, których mamy. Niech te dyskusje wyłaniają nowych, nie skażonych złą przeszłością osobników alfa.
A nie, w kółko Macieju, Kaczory Donaldy... (Całe szczęście, że Pan wezwał w końcu do Siebie jednego takiego „profa” od paryskich panienek...).

Ja, jako Chrześcijanin, kocham wszystkich ludzi bez wyjątku.
Taki jest imperatyw naszej wiary i naturalna potrzeba serca każdego człowieka. Wzbudzanie i podsycanie nienawiści to robota "elit" , które w ten sposób załatwiają swoje interesy.
Zobaczcie ile dziedzin życia gospodarczego by upadło, gdyby ludzie nagle przestali się nienawidzić...
Od producenta łusek karabinowych do największego bankiera. Oni żyją ze strachu, który wzniecają.
Rzeczpospolita upadła właśnie dlatego, że byliśmy na drodze do takiego "królestwa Bożego na ziemi",. To nie mogło się podobać.
Mickiewicz pisał: ""Jego królowie i ludzie rycerscy nigdy nie napastowali żadnego narodu wiernego, ale bronili chrześcijaństwo od pogan i barbarzyńców niosących niewolę”.
"I szły Króle polskie na obronę chrześcijan w dalekie kraje, Król Władysław pod Warnę, a Król Jan pod Wiedeń, na obronę Wschodu i Zachodu. Nigdy zaś króle i mężowie rycerscy nie zabierali ziem sąsiednich gwałtem, ale przyjmowali Narody do braterstwa, wiążąc je ze sobą dobrodziejstwem Wiary i Wolności." Polska i Litwa połączyły się jak dwie dusze, w imię Wiary i Wolności. Polska była krajem powszechnej równości, braćmi nazywali się i najbogatsi i najubożsi.
Na końcu zaś, by całkiem upodobnić Polskę z niosącym Dobrą Nowinę Chrystusem pisze Mickiewicz: " I rzekła na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem Wolność." Polska - Chrystus - Wolność."
Prawda, że nasz kraj mógł być i do dziś jest postrzegany jako "zakała narodów”?

To, co dzieje się teraz to produkcja nienawiści na masową skalę.
To już nie bomba atomowa. Dużo gorzej bo oprócz ofiar fizycznych infekuje umysły miliardów ludzi. Ta infekcja przechodzi na ich dzieci i cały proces postępuje w tempie geometrycznym. To jest właśnie syjonizm.

Żaden z jaśnie nam panujących  nie powie, że nie istnieje żadna wojna z terrorem. Że to wymysł. Że istnieje jedynie wojna terrorystyczna stworzona przez rządy, z naszym włącznie i w naszym imieniu.

W czasie  I Wojny Światowej brytyjski premier, Lloyd George, miał zwierzyć się wydawcy gazety Manchester Guardian: „Jeśli ludzie znaliby prawdę, wojna skończyłaby się jutro. Lecz naturalnie nie znają jej i nie mogą jej poznać”.

„Wyznaję – napisał Lord Curzon ponad 100 lat temu – że narody nie są niczym innym jak pionkami na szachownicy, na której rozgrywa się wielki mecz o dominacje nad światem.”

Od zakończenia II Wojny Światowej USA, uważane za ideał demokracji i lider tzw. „wolnego świata”, obaliły 50 rządów, z demokracjami włącznie oraz zdławiły około 30 ruchów wyzwoleńczych. Miliony osób na całym świecie zmuszone zostały do porzucenia swoich domów i poddania się okrutnym sankcjom.

Przyjmując Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w 2005 roku, Harold Pinter zadał pytanie:

„Dlaczego brutalność, okrucieństwa, prześladowania wolnej myśli przez system komunistyczny są doskonale znane na Zachodzie, podczas gdy kryminalne akcje amerykańskie nie zdarzyły się nigdy? Nic nigdy się nie zdarzyło. Nawet gdy się coś działo, to nic się nie działo.”

Inwazja nie jest inwazją, gdy jest dokonywana przez nas. Terror nie jest terrorem, gdy to my go stosujemy. Zbrodnia nie jest zbrodnią, gdy my ją popełniamy. Nic się nie zdarzyło. Nawet gdy się coś działo, to nic się nie działo.


W arsenale naszych „wolności” są dwie kategorie ofiar.
Niewinne ofiary zamachów na WTC były ofiarami, które miały ciężar gatunkowy.
Niewinne ofiary bombardowań NATO w Serbii, Iraku Afganistanie są ofiarami mało znaczącymi.
Izraelczycy są ważni.
Palestyńczycy już nie tak bardzo.
Kurdowie buntujący się przeciwko Saddamowi byli ważni.
Lecz ci sami Kurdowie buntujący się przeciwko Turcji już tak ważni nie są. Turcja jest członkiem NATO. Turcja należy do obozu narodów krzewiących wolność i demokrację...

Tak zatruwa się umysły ludzi...
Żeby cokolwiek zrobić, żeby naprawić te badziewia co wraża propaganda wbija do głów Polaków od czterech pokoleń to trzeba nowej Idei.
Nowego spojrzenia na Polskość i  na Świat.
W sumie nic nowego. Powrót do korzeni.
Cywilizacja Polska. KJW
Tak naprawdę to nie potrzeba nam nic więcej. Inni niech się martwią.

„Koniec nadziei to początek śmierci” - mawiał generał de Gaulle.
 
Nie można  wierzyć, że Historia dzieje  się tak  sama z siebie. Jest do pewnego stopnia nieprzewidywalna ale zawsze można dostrzec jakieś znaki zwiastujące zmiany.
Zwykle jakieś groźne zdarzenie poprzedzone jest wielką ciszą albo tematami zastępczymi.

Koniec nadziei to początek końca