Istnieje jedynie wojna terrorystyczna stworzona przez rządy, z naszym włącznie i w naszym imieniu.

Wszystkie poprzednie rządy w serwilistycznym uniesieniu podkreślały świętość sprawy, za którą przyszło nam walczyć u boku naszego najlepszego sojusznika – USA. Przez wszystkie lata naszego zaangażowania militarnego u boku armii amerykańskiej po 11 września, żaden z naszych polityków nie postawił jasno pytania – czym naprawdę jest ta wojna? Czego na niej szukamy i jakich żywotnych interesów naszego państwa bronimy?

Odpowiedź na te podstawowe pytania mogłaby być niewygodna dla klasy politycznej i szokująca dla opinii publicznej.

Nikt nie odważy się powiedzieć głośno, że ta wojna to po prostu agresja, że zaczęła się z zemsty Amerykanów po zamachach z 11 września, w które żaden z Afgańczyków nie był zamieszany. Nikt nie powie, że nasi wrogowie, których zwalczamy w Afganistanie są ludźmi należącymi do plemion niemających żadnych zatargów z Polską i mających w nosie nasz region i całą Europę. Chcą tylko, by obcy żołnierze poszli sobie z ich kraju.

A przede wszystkim żaden z nich nie powie, że nie istnieje żadna wojna z terrorem. Że to wymysł. Że istnieje jedynie wojna terrorystyczna stworzona przez rządy, z naszym włącznie i w naszym imieniu.

W czasie I Wojny Światowej brytyjski premier, Lloyd George, miał zwierzyć się wydawcy gazety Manchester Guardian: „Jeśli ludzie znaliby prawdę, wojna skończyłaby się jutro. Lecz naturalnie nie znają jej i nie mogą jej poznać”.

Coś się zmieniło? Faktycznie, dużo się zmieniło. Biorąc pod uwagę, że ludzie stali się bardziej świadomi, propaganda stała się bardziej wyszukana. Jednym z twórców współczesnej propagandy był Edward Bernays, Amerykanin, który wierzył, że naród w wolnych społeczeństwach można okłamać, robiąc to tak, że nikt się nie zorientuje. Wynalazł eufemizm do słowa propaganda. Nazwał go public relations, inaczej PR.

„To co jest istotne - mówił - to iluzja”.

„Wyznaję – napisał Lord Curzon ponad 100 lat temu – że narody nie są niczym innym jak pionkami na szachownicy, na której rozgrywa się wielki mecz o dominacje nad światem.”

Od zakończenia II Wojny Światowej USA, uważane za ideał demokracji i lider tzw. „wolnego świata”, obaliły 50 rządów, z demokracjami włącznie oraz zdławiły około 30 ruchów wyzwoleńczych. Miliony osób na całym świecie zmuszone zostały do porzucenia swoich domów i poddania się okrutnym sankcjom. Bombardowanie jest tak amerykańskie jak jabłecznik.

Dwie kategorie wszystkiego

Przyjmując Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w 2005 roku, Harold Pinter zadał pytanie:

„Dlaczego brutalność, okrucieństwa, prześladowania wolnej myśli przez system komunistyczny są doskonale znane na Zachodzie, podczas gdy kryminalne akcje amerykańskie nie zdarzyły się nigdy? Nic nigdy się nie zdarzyło. Nawet gdy się coś działo, to nic się nie działo.”

Inwazja nie jest inwazją, gdy jest dokonywana przez nas. Terror nie jest terrorem, gdy to my go stosujemy. Zbrodnia nie jest zbrodnią, gdy my ją popełniamy. Nic się nie zdarzyło. Nawet gdy się coś działo, to nic się nie działo.

W arsenale naszych wolności są dwie kategorie ofiar. Niewinne ofiary zamachów na WTC były ofiarami, które miały ciężar gatunkowy. Niewinne ofiary bombardowań NATO w Afganistanie są ofiarami mało znaczącymi. Izraelczycy są ważni. Palestyńczycy już nie tak bardzo. Kurdowie buntujący się przeciwko Saddamowi byli ważni. Lecz ci sami Kurdowie buntujący się przeciwko Turcji już tak ważni nie są. Turcja jest członkiem NATO. Turcja należy do obozu narodów krzewiących wolność i demokrację...

Nie jest ważne, kto zasiada w Białym Domu - George Bush czy Barack Obama.

Obama zainspirowany wojnami Busha rozpoczął nową wojnę, w Pakistanie. Tak jak Bush, grozi Iranowi, krajowi, który Hillary Clinton gotowa jest „unicestwić”. Przestępstwem Iranu jest jego własna niezależność. Po pozbyciu się Szacha, pupila Ameryki, Iran jest jedynym państwem muzułmańskim bogatym w ropę, które jest poza kontrolą USA. Nie okupuje niczyjej ziemi i nie zaatakował żadnego kraju. W przeciwieństwie do Izraela, który posiadając głowice nuklearne dzieli i rządzi na Bliskim Wschodzie w imieniu USA.

Izrael – jedyny sprawiedliwy?

Wszystkie kraje krzewiące „pokój i wolność” robią co mogą, by zdławić krytykę brutalnych działań Izraela w Palestynie. Czy mamy świadomość ogromu zbrodni wojennych popełnionych w Gazie? 29 członków jednej tylko rodziny - dzieci, staruszkowie zostali razem z domem wysadzeni w powietrze, pogrzebani żywcem, a po ruinach ich domu przejechały się spychacze...

Poczytajcie sobie raport, napisany przez południowo–afrykańskiego sędziego, Richarda Goldstone’a, Żyda z pochodzenia.

Robi się wiele, by zminimalizować winy Izraela przedstawione w raporcie ONZ. Bo tylko jedno państwo, Izrael, ma „pełne prawo do istnienia” na Bliskim Wschodzie. Tylko jeden naród ma prawo grozić innym. Tylko jeden naród może bezkarnie uprawiać dyskryminację rasową za zgodą całego „wolnego” świata.

Gdy pomyślę, że Polska jest uważana za „najlepszego ambasadora” Izraela w Unii Europejskiej, a nasze kraje łączy wręcz „mistyczne porozumienie”, to jest mi po prostu wstyd.

Polska a kraje Islamu

Rzeczpospolita ma długie i chwalebne tradycje kontaktów z Islamem. Wykuwane na polu bitwy w obronie chrześcijaństwa przysporzyły nam szacunku i uznania w oczach Turków i Persów.

Turcja była jedynym państwem, które nie uznało nigdy rozbioru Rzeczpospolitej. Według starego obyczaju dyplomatycznego zapowiadano wejście Posła Lechistanu, który nie mógł się pojawić.

Polscy muzułmanie, Tatarzy, za wierną służbę zostali uszlachceni.

Persowie serdecznie ugościli armię Andersa. Rzesze Irakijczyków wykształciły się w Polsce.

Nasze rządy, jeden po drugim, trwonią ten kapitał sympatii i szacunku zdobywany przez stulecia.

Czy ktoś pytał nas o zgodę?