Dostawy gazu z Rosji do Europy Zachodniej zawsze odbywały się na podstawie kontraktów długoterminowych z przeważnie stałymi cenami.

Umowy te pozwoliły Rosji na duże inwestycje w niezbędną infrastrukturę, a nabywcy zyskiwali bezpieczeństwo energetyczne. Unia Europejska pod wpływem USA próbowała zniszczyć ten model. Jednak próby „otwarcia rynków energii” doprowadziły do ​​niepewnych dostaw i ekstremalnych cen. Obecną sytuację w Polsce można traktować jako przykład „sukcesu” takiej polityki.

 W 1992 r. Rosja, Białoruś, Polska i Niemcy zgodziły się na budowę gazociągu Jamał-Europa, który ma sprowadzać gaz ziemny z nowych złóż gazowych w Rosji do Polski, Niemiec i poza nią. Gazociąg ma przepustowość około 33 miliardów metrów sześciennych rocznie. W 1996 roku Polska i Gazprom uzgodniły kontrakt, który zapewniłby Polsce do jednej trzeciej przepustowości gazociągu na 25 lat. Cena była jak zwykle w tym czasie powiązana z ceną ropy z określonym opóźnieniem w podnoszeniu i obniżaniu ceny gazu, ale w zasadzie w ślad za ruchem na światowych rynkach ropy. Gazprom, który musiał zainwestować miliardy w rozwój złóż i gazociągów jamalskich, domagał się 85% minimalnej ("bierz lub płać") ilości gazu, za którą Polska będzie musiała zapłacić niezależnie od rzeczywistego zapotrzebowania na niego. Wszystko szło dobrze, aż do listopada 2014 roku, kiedy polski operator gazowy PGNiG nagle stwierdził, że zapłacił zbyt wysoką cenę za gaz z Rosji. (To nie przypadek, że nastąpiło to kilka miesięcy po zorganizowaniu przez USA zamachu stanu na Ukrainie i powrocie Krymu do Rosji.)

 W marcu 2015 r. Polska pozwała Gazprom w celu uzyskania niższych cen gazu. PGNiG złożył pozew przeciwko Gazpromowi i Gazprom Export w sądzie arbitrażowym w Sztokholmie, twierdząc, że chce warunków zbliżonych do europejskiego rynku gazu. Ostateczna decyzja zajęła sądowi arbitrażowemu pięć lat. W marcu 2020 r. polska spółka gazownicza myślała, że ​​wygrała i świętowała wyniki : „Trybunał Arbitrażowy stanął po stronie PGNiG, potwierdzając tym samym, że cena gazu w Kontrakcie Jamalskim nie odzwierciedla poziomu cen na rynku i jest zawyżona” – powiedział Jerzy Kwieciński, Prezes Zarządu PGNiG SA i dodał: „Trybunał zmienił formułę kalkulacji ceny rosyjskiego gazu, wiążąc ją bardzo ściśle z poziomem cen na rynku europejskim, co dla PGNiG oznacza ogromną poprawę warunków naszego importu gazu”.

 Wyrok jest wiążący dla obu stron od momentu ogłoszenia. Od teraz cena, jaką PGNiG zapłaci Gazpromowi za gaz ziemny, będzie oparta na nowej formule kalkulacji ceny, która jest bardzo ściśle i bezpośrednio powiązana z poziomem cen gazu na rynku zachodnioeuropejskim. Wyrok Trybunału obowiązuje od 1 listopada 2014 r., czyli od dnia, w którym PGNiG skierowało do Gazpromu wniosek o zmianę ceny kontraktowej. Oznacza to, że rosyjska spółka będzie musiała zwrócić PGNiG szacunkowo 1,5 mld USD, co stanowi różnicę między ceną wyliczoną według nowej formuły a kwotami faktycznie zapłaconymi przez PGNiG od 1 listopada 2014 roku do 29 lutego 2020 roku.

 W ciągu pięciu i pół roku PGNiG otrzymało około 50 miliardów metrów sześciennych gazu w cenie około 500 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Z około 25 miliardów dolarów, które zapłacił w tym czasie, odzyskało około 1,5 miliarda czyli ok. 6%. Wygrana była raczej marginalna, ale Polska uważała, że ​​nowy mechanizm cenowy wprowadzony do umowy przez sąd polubowny będzie działał na jej korzyść. Unia Europejska pracowała nad „liberalizacją” europejskich rynków energii, zniechęcając do zawierania długoterminowych kontraktów i wprowadzając giełdy towarowe na energię. Zamiast determinować długoterminowe inwestycje i zobowiązania kontraktowe, ceny energii będą teraz podążać za krótkoterminowymi spekulacjami.

 Potem przyszła pandemia, zła pogoda dla energetyki wiatrowej, wzrost zapotrzebowania na energię z Chin i rynki oszalały. Ceny gazu ziemnego na europejskiej giełdzie wzrosły z około 400 dolarów do nawet 2000 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Jak zwykle zaczęto obwiniać Rosję o podwyżkę cen, ale jak potwierdził niemiecki rząd i Komisja Europejska, Rosja i Gazprom wywiązują się ze wszystkich zobowiązań umownych. To nie Rosja wstrzymywała dostawy gazu do Europy, ale Stany Zjednoczone, które teraz chętnie sprzedają do Chin po jeszcze wyższych cenach, niż mogą osiągnąć w Europie.

 Co dalej wydarzyło się na rynku europejskim? Po pierwsze, spadek produkcji w krajach produkujących gaz. Produkcja w Europie spadła o 22,5 miliarda metrów sześciennych w ciągu pierwszych sześciu miesięcy. Po drugie, magazyny gazu były niewypełnione o 18,5 miliarda metrów sześciennych i są zapełnione tylko w 71 procentach. Przede wszystkim firmy amerykańskie, wraz z tymi z Bliskiego Wschodu wycofały 9 mld m sześc. z rynku europejskiego i skierowały gaz do Ameryki Łacińskiej i Azji . Nawiasem mówiąc, kiedy Europejczycy formułowali zasady kształtowania się rynku gazu w Europie i mówili, że wszelkim gazem trzeba handlować na rynku spot, wychodzili z założenia, że ​​rynek europejski jest rynkiem premium. Ale jak widać rynek europejski nie jest już rynkiem premium... Gaz został przekierowany do Ameryki Łacińskiej i Azji. Zwłaszcza Azja (Chiny, Japonia, Korea Płd) mają góry amerykańskich obligacji, które szybko tracą na wartości. Wolą wydać te pieniądze na coś konkretnego dopóki są jeszcze coś warte. Kryzys gazowy i horrendalne ceny to efekt polityki gospodarczej Komisji Europejskiej i polityki handlowej USA, tym bardziej, że USA pod wodzą "ekologa" Bidena wygaszają przemysł wydobywczy gazu. Rosja nie ma z tym nic wspólnego. Mimo to Putin interweniował i powiedział Gazpromowi, aby pompował więcej gazu do Europy. Ceny hurtowe w Europie spadły od tego czasu do 1000 USD za tysiąc metrów sześciennych, co stanowi ponad dwukrotnie więcej niż kwota, jaką Polska płaciła w ramach starej formuły cenowej.

 Polska, która w 2015 roku pozwała Gazprom o nową formułę cenową, która próbowała uniemożliwić budowę gazociągu North Stream 2 między Rosją a Niemcami i która zapowiedziała, że ​​nie przedłuży istniejącego kontraktu jamalskiego z Gazpromem, teraz prosi Rosję o obniżkę ceny gazu, którą musi płacić w ramach zmienionej formuły. „Chcemy odzyskać starą formułę cenową” – mówi teraz Polska. To już zakrawa na hucpę, która jasno pokazuje jaka nacja rządzi w Polsce.

 Cóż, nadszedł czas "odwetu" i nie należy sądzić, żeby Gazprom rozważył istotną zmianę cen dla Polski. Zgodnie z zawartą w kontrakcie klauzulą ​​„płać albo weź” Polska musi zapłacić lub kupić 8,7 mld metrów sześciennych rocznie. Przy obecnych cenach giełdowych wynoszących 1000 USD istnieje obecnie różnica w cenie 500 USD za tysiąc metrów sześciennych między starą formułą ceny kontraktowej a nową. Jeśli nic się nie zmieni, do końca 2022 r. Polska będzie musiała zapłacić o około 5 mld dolarów więcej niż w starej formule. Szczęśliwa wygrana w sądzie arbitrażowym w wysokości 1,5 mld dolarów rok temu nie wygląda dobrze w tym porównaniu.

 Z czysto politycznych powodów antyrosyjski rząd PiS jest nieugięty, że po 2022 roku nie będzie już kupował gazu ziemnego z Rosji. Ale Polska będzie miała znaczne trudności z pozyskiwaniem gazu ziemnego z innych źródeł. Jej plany dotyczące nowego rurociągu z Norwegii do Polski zostały tymczasowo zablokowane ze względów środowiskowych a same złoża (norweskie) są już na wykończeniu. Inaczej Norwegowie by się tego nie pozbywali ale tak to znaleźli frajerów, którzy na złość babci są gotowi odmrozić obywatelom uszy. Możemy kupować LNG z USA i Kataru, ale będziemy musieli płacić wyższe ceny, które będą zależeć od spekulacyjnych cen na giełdzie a nie od preferowanej przez Rosję długoterminowej formuły cenowej.

 Jest całkiem prawdopodobne, że w 2023 roku Polska skończy jak Mołdawia, która dwa miesiące temu pozwoliła wygasnąć kontraktowi gazowemu z Rosją , nie mając zapewnionych alternatywnych dostaw w rozsądnej cenie. Nowy kontrakt z Gazpromem, zgodnie z preferowanymi przez UE formułami cenowymi, będzie miał wyższe ceny, podczas gdy Mołdawia nie chce lub nawet nie jest w stanie spłacić pieniędzy, które nadal zalega ze starego kontraktu. Będzie to ciemna i mroźna zima dla nowego antyrosyjskiego rządu Mołdawii, w którego budowie pomogły UE i USA.

 Można mieć nadzieję, że Unia Europejska i rządy jej członków wyciągną z tego wnioski. Dostawy energii zawsze wymagają długoterminowych inwestycji, długoterminowych kontraktów i stabilności cen. Nigdy nie powinny stać się politycznymi piłkami. Podążanie za hipokryzją USA, która żąda więcej rosyjskiego gazu dla Europy, a jednocześnie sprzeciwia się nowym rosyjskim rurociągom, nie leży w najlepszym interesie obywateli Europy.

 Notka na podstawie https://www.moonofalabama.org/2021/10/how-poland-tried-to-win-but-lost-the-gas-game.html#more