Po raz pierwszy w historii USA w Białym Domu zasiadł nie polityk tylko biznesmen.

D.Trump, który po porzednikach odziedziczył ogromny deficyt handlowy, głównie z Chinami, energicznie zabrał się do dzieła, żeby ten stan rzeczy zmienić. Poszedł jednak na łatwiznę i w efekcie zaczyna szkodzić samym USA.
Siła militarna USA jest ponoć największa na świecie, mimo, że od dziesięcioleci przegrywają wszystkie wojny ale to wcale nie musi być oznaka słabości bo w tym szaleństwie jest metoda. Polityka permanentnego chaosu jest korzystniejsza, zwłaszcza dla kompleksu przemysłowo-wojskowego, który z tego chaosu ciągnie największe korzyści.

Teraz jednak okazuje się, że siła militarna jest niewystarczająca i na nic się zda podwyżka budżetu Pentagonu o 70 mld$ (więcej niż wynosi cały budżet wojskowy Rosji). Rozgrzebana wojna w Afganistanie, której końca nie widać a zwłaszcza ewidentna porażka w Syrii nie daje spać amerykańskim jastrzębiom (czyt. neokonom) i musieli sięgnąć po inne środki nacisku. Ratując upadające imperium zaczęli stosować środki nacisku finansowo-ekonomiczne dzięki którym USA mogły prowadzć kosztowne wojny na koszt połowy świata, używającego dolara jako waluty w rozliczeniach handlowych.

Ta belle epoque już się jednak kończy. Wojna z niepokornymi państwami przy użyciu narzędzi ekonomicznych doprowadziła do kuriozalnej sytuacji. Państwa, które kiedyś nie pałały do siebie wielką sympatią nagle zaczęły się konsolidować i współpracować. Nic tak nie łączy jak wspólny wróg, w tym przypadku USA. Takie kraje jak Chiny, Rosja i cały BRICS, do którego aspirują teraz Turcja, Iran, Pakistan i inne kraje azjatyckie odkryły wspólnotę interesów i energicznie pracuja nad równoległym do dolara systemem finansowym, kupują złoto i zaczynają uznawać w wymianie handlowej inne waluty niż dolar (w tym przede wszystkim własne). Paradoksalnie sankcje stały się katalizatorem zmian w gospodarkach, których pewnie by nie przeprowadzono gdyby właśnie nie sankcje. Cała akcja Trumpa odbije się również na poziomie życia samych Amerykanów, którzy zdążyli się już przyzwyczić do tanich wyrobów z Azji.
Kontrsankcje wprowadzone przez Chiny a dotyczace głównie produktów rolnych już wywołały w USA gwałtowne protesty farmerów co z pewnością nie wpłynie na popularność Trumpa.

Ciekawy jest przypadek Turcji, która mimo zmasowanego ataku na swoją walutę i wprowadzenie ceł na swoje produkty eksportowane do USA nie ugięła się i wydaje się, że osiągnęła swój cel. Pomoc przyszła już z Kataru, który szybko zainwestował 15 mld$ oraz z Chin, które wsparły Turcję bliżej nie znaną sumką. Kryzys wywołany przez USA został wykorzystany przez Erdogana do przeorientowania sojuszy i wygląda na to, że NATO skurczy się o jednego członka dysponującego drugą co do wielkości armią sojuszu.

Pod znakiem zapytania stoi obecność amerykańska w Turcji. W bazie Incirlik Amerykanie oprócz poważnych sił konwencjonalnych przechowuja także rakiety z głowicami jądrowymi. Erdogan już kilka razy pokazał, że potrafi być stanowczy, już raz wyłączył Amerykanom prąd...
Tak więc nieodpowiedzialna i w sumie arogancka akcja USA przyniosła jeden efekt - wepchnęła Turcję w objęcia Rosji i Chin. Chyba nie tego oczekiwali Amerykanie.

Jednak całkowitym curiosum jest polityka USA wobec Europy a ściślej Unii Europejskiej. Najwierniejsi sojusznicy (czyt. wasale) zostali potraktowani jak jakieś afrykańskie bantustany. Główną przyczyną są nielegalne sankcje, które USA wprowadzają wobec Iranu. Rządy a zwłaszcza firmy eropejskie zaangażowane we współpracę z Persją straszone są sankcjami. I efekt jest podobny jak w przypadku Turcji - coraz więce rządów pragnie normalizacji stosunków z Rosją.

USA zachowują się jak podwórkowy łobuz, który siłą wymusza posłuszeństwo ale bje tylko dużo słabszych od siebie. Zawsze jednak przychodzi taki dzień, że dzieci chcące grzecznie bawić się w piaskownicy zbierają się do kupy i spuszczają łomot łobuzowi. Zdaje się, że nadchodzi właśnie taki czas.

Jak na tle tych okoliczności wygląda stanowisko naszej umęczonej Ojczyzny?
Ano kiepsko wygląda. Miłościwie nam panujący PiS uparcie tkwi przy boku naszego "wiecznego sojsznika" i ich mocodawców z Izraela. Szczeka na Rosję, drze koty z Niemcami i cieszy się, że Węgry to najlepszy sojusznik Polski (już nieaktualne). Sprowadza obce wojska do Polski i jest jeszcze gotowy im za to płacić co jest ewenementem na skalę globalną. Dużo można pisać o serwilizmie naszych zarządców ale niech starczą te dwa przykłady.

Jeśli Polska nie wskoczy do pociągu zwycięzców teraz to ten pociąg odjedzie bez nas i nigdy już go nie dogonimy. Skonfliktowani z Rosją i Unią (czyt. Niemcami) staniemy się łatwym łupem. Taką politykę zagraniczną prowadzą jedynie głupcy albo zdrajcy, trzeciej opcji nie ma. Jeśli ktoś mysli, że te parę tysięcy Amerykanów będzie broniło Polski przed "zimnym czekistą" Putinem (a co z zagrożeniem ze strony Niemiec, które jest bardziej realne?) jest ciężkim frajerem i powinien jak najszybciej zgłosić się do odpowiedniego specjalisty.