Zawsze z większą uwagą obserwuję to co się dzieje na świecie, wychodzę bowiem z założenia, że to co się dzieje w polskiej polityce to tylko odprysk światowych procesów i trendów.

 

 

 

Rok 2016 to kontynuacja procesu, który rozpoczął się w 2008 potężnym kryzysem finansowym (upadek banku Lehman Brothers, rzuconego gawiedzi na pożarcie), trwa do dziś i będzie rozwijał się lawinowo w przyszłym roku. Pewnych procesów nie da się już po prostu zatrzymać a kończący się rok był obfity w wydarzenia, które pieczętują los Imperium Anglosaskiego czyli jego nieuchronny upadek. Należy w tym miejscu wskazać na trzy takie zdarzenia o znaczeniu fundamentalnym - klęska USA z koalicjantami w Syrii, Brexit i przegrana H.Clinton w wyborach prezydenckich w USA. Warto jednak prześledzić sekwencję zdarzeń bo jest rzeczą oczywistą, że wydarzenia upływającego roku są konsekwencją lat poprzednich.

Okres, o którym wspomniałem wyżej to ciąg zdarzeń, które prowadzą do upadku i reorganizacji porządku światowego ukształtowanego po II WŚ, prowizorycznie wzmocnionego po upadku ZSRR w 1991. Po tej dacie powstał porządek jednobiegunowy z jedynym światowym hegemonem - żandarmem czyli USA. Było oczywiste, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie bo historia wskazuje jasno jak rodzą się imperia, jak budują swoją siłę i jak upadają. Dowodem na to jest fakt, że żadne  imperium nie prztrwało tak więc to anglo-amerykańskie też musi upaść. Pytanie więc brzmi - nie "czy" tylko "kiedy"? Proces rozkładu nabrał już takiego tempa, że można by się pokusić o wskazanie jakiejś daty ale wolę nie bawić się we wróżkę.

 

Kryzys 2008 i objęcie urzędu prezydenta USA przez B.Obamę to cezura czasowa, od której proces dezintegracji Imperium zaczął przyspieszać. Obama dostał w spadku po G.W. Bushu kilka rozgrzebanych wojen, które już wtedy rujnowały budżet federalny i definitywnie kompromitowały wizerunek USA w świecie. Przyznany mocno na wyrost pokojowy Nobel dodatkowo skompromitował wizerunek amerykańskiego prezydenta, który zamiast wygaszać konflikty eskalował kryzys bliskowschodni napadajac i niszcząć Libię oraz wspierając i zbrojąc "rebeliantów" w Syrii. Warto zauważyć, że ok. 90% tzw. "rebeliantów" to w rzeczywistości najemnicy, najgorsze męty na Bliskim Wschodzie rekrutowane i finansowane przez wahabistyczną Arabię Saudyjską, głównego sojusznika USA i Izraela na Bliskim Wschodzie. 

Arabia Saudyjska, przy cichym poparciu USA, korzystając z ich pomocy w sprzęcie prowadzi brudną wojnę w Jemenie, bombardując i zabijajac głównie ludność cywilną. Jest to konflikt praktycznie nieobecny w światowych (a wiec także polskich) mediach i warto byłoby kiedyś napisać coś więcej na ten temat.

 

Na głównego oponenta polityki anglosaskiego imperium wyrasta Rosja, najpierw sabotując proces bałkanizacji Bliskiego Wschodu by następnie zająć pozycję mocarstwa rozdajacego karty w miejsce USA. A jakby tego było mało Rosja stała się pewnym punktem odniesienia dla rosnących w siłę w zachodniej Europie ruchów nacjonalistycznych i populistycznych przy czym obydwa te terminy podawane są w sposób mający sugerować pejoratywne znaczenie. Zresztą sam Putin zaczął być określany jako "nowy Hitler" dziedzicząc ten tytuł po byłym prezydencie Iranu - Ahmadineżadzie.

Wspomniane ruchy to wyraźna opozycja w stosunku do światowego żandarma, któremu zależy na takiej organizacji Unii Europejskiej by zniknęły państwa narodowe a w ich miejsce powstał ponadnarodowy organizm - Stany Zjednoczone Europy. Taki (po)twór byłby idealnym partnerem dla USA po drugiej stronie Atlantyku.

Czy te sympatie zachodnich "populistów" do Rosji są efektem działań jej samej czy wynikają z innych, głębszych przyczyn to trudno precyzyjnie określić. Pewnie jedno i drugie po trosze ze wskazaniem jednak na to drugie. Biorąc pod uwagę dysproporcję w potencjale środków rażenia medialnego na korzyść Imperium należy przyjąć, że sympatie dla Rosji nie są jednak efektem zmasowanej propagandy a raczej polityką samego Imperium.

 

Wysiłki Waszyngtonu i Londynu osiagnęły swoje apogeum w 2014 wraz z intensyfikacją działań terrorystycznych, które ten sojusz sponsoruje w Syrii (ISIS) oraz na Ukrainie gdzie za ok. 5 mld$ amerykański Departament Stanu razem z CIA i Sorosem zorganizowali krwawy pucz zwany "Majdanem". Oczywiście w roli oskarżonych wystąpiła natychmiast Rosja i jej "zielone ludziki". Trudno oczywiście negować, że Rosja udziela pomocy zbuntowanym obwodom ale to nie zmienia wcale faktu kto jest odpowiedzialny za kryzys na Ukrainie. Przy okazji Rosja odzyskała darowany kiedyś przez Chruszczowa Krym i był to następny krok Imperium w nicość. 

 

Ale dopiero wejście Rosji do konfliktu syryjskiego, zbudowanie koalicji z Iranem (z cichym uczestnictwem Chin), "spacyfikowanie" Turcji spowodowało rzeczywisty wzrost znaczenia geopolitycznego Rosji kosztem Imperium. Wyzwolenie Aleppo przez siły dr. Assada przy wsparciu lotniczym Rosji to prawdziwa wisienka na torcie blikowschodnim. Miarą sukcesu a jednocześnie upokorzenia USA/NATO jest fakt, że o przyszłości Syri dyskutowały w Moskwie Rosja, Turcja i Iran. USA nie zaproszono... To chyba pierwszy taki przypadek w powojennej historii świata, gdy ważne decyzje są podejmowane bez udziału hegemona lub któregoś z jego wasali.

 

Hegemonia USA została tak skompromitowana, że Rosję oskarżono nawet oficjalnie o ingerencję w kamanię wyborczą w USA przyznajac tym samym jak bardzo USA obawiają się Rosji Putina. Czy były tam jakieś ingerencje czy nie to inna sprawa ale zakładając, że jednak były to świadczyłoby to jedynie o słabości Imperium. Podobna historia z brytyjskim referendum w sprawie opuszczenie UE - tam też podobno namieszał Putin i efekt jest taki, że Unia po raz pierwszy w swojej historii zamiast się rozszerzyć to się kurczy.

Te dwa wydarzenia (wybory w USA i Brexit) pokazały dwie ważne rzeczy - ruchy obywatelskie (tzw."populistyczne") rosną w siłę a hegemonia elit finansowych zarządzających przy pomocy skorumpowanych polityków Imperium upada. Nie dziwią więc działania ustępującej administracji Obamy, próby eskalacji napięcia między USA i Rosją, prawdopodobnie, żeby zostawić jak największy bałagan prezydentowi-elektowi. Zabójstwo ambasadora Rosji w Ankarze, "wypadek" TU154 nad Morzem Czarnym czy wydalenie z USA 35 rosyjskich dyplomatów to w mojej ocenie elementy planu jeszcze większej destabilizacji stosunków między upadajacym Imperium a Rosją. Do 20 stycznia, dnia zaprzysiężenia D.Trumpa zostały jeszcze trzy tygodnie i obawiam się, że to nie koniec prowokacji i będziemy jeszcze świadkami jakiejś spektakularnej false flag, tym bardziej, że w stycznie mają ponoć już być amerykańskie wojska w Polsce. A Polska, z racji swojej durnej, serwilistycznej polityki zagranicznej i bezpośredniej granicy z FR nadaje się idealnie na miejsce dużej prowokacji zorganizowanej przez upadajace Imperium. To byłby wymarzony przez amerykańskich neokonserwatystów (trockistów czyli bolszewików) "prezent" dla Donalda Trumpa.

 

Wracając jeszcze do sytuacji na Bliskim Wschodzie należy zauważyć, że Imperium anglo-amerykańske zrobiło chyba wszystko co mogło by zniechęcić do siebie swojego głównego (po Izraelu) sojusznika - Turcję. Nieudany pucz w Ankarze i plany poparcia separatystycznych dążeń Kurdów wepchnęło Erdogana w objęcia Rosji. Turcja, zgrzytając co prawda zębami jest zmuszona do utrzymywania jak najlepszych stosunków z Rosją i Iranem, który jest głównym przeciwnikiem Turcji na pozycji regionalnego mocarstwa. Wszystko to podnosi rangę Rosji kosztem USA a przede wszystkim Izraela, w którego imieniu i interesie zostały rozpętane wojny na Bliskim Wschodzie.

 

Reasumując - agonia Imperium już się rozp[oczeła i jest to proces, którego nie są w stanie odwrócić. Żeby jednak nie pachniało to nadmiernym i tanim optymizmem należy zauważyć, że Imperium posiada jeszcze cały szereg środków, żeby umilić nam życie. Strategia eskalacji napięcia w Europie przy pomocy fal uchodźców i organizowanych zamachów, wywołanie następnego kryzysu finansowego, który pogrąży światową gospodarkę w chaosie to tylko niektóre z możliwości. No ale jak to zwykle bywa na początku każdego roku należy mieć nadzieję, że siły ciemności zostaną pokonane.

Tej nadziei i optymizmu życzę w nadchodzącym Nowym Roku  wszystkim życzliwym czytelnikom mojego bloga. 

Tym nieżyczliwym też :)