Unia Europejska, taką jaka dziś znamy i która na naszych oczach chyli się ku upadkowi nie powstała z dnia na dzień.

Jej powstanie poprzedzał wielowiekowy proces integracyjny. Nie było to jednak pragnienie tzw. mas bo te nie miały ani wtedy ani dziś zresztą, takich aspiracji. Obalenie w wyniku Wielkiej Rewolucji Francuskiej panującego systemu monarchistycznego otworzyło drogę do przyspieszenia procesu, który zaczął się jednak dużo wcześniej.


 Ratyfikowany przez 27 państw europejskich Traktat Lizboński, wybór Hermana Van Rompuja na stanowisko pierwszego prezydenta Unii i Catherine Ashton jako ministra spraw zagranicznych Unii sprawiły, ze 19 listopad 2009 stał się datą graniczną w globalistycznych ambicjach możnych tego świata. Unia Europejska mogła w końcu, według słów Henry Kissingera, „dać swój numer telefonu”, uzyskała osobowość prawną i potwierdziła prymat prawa europejskiego nad legislaturami narodowymi. W ten sposób Unia mogła stać się graczem na politycznej scenie świata.

 Mylne byłoby twierdzenie, że będzie odgrywać nową rolę w całkowitej niezależności od reszty świata. W rzeczywistości elity europejskie, popierane przez oligarchie finansową postępują w związku i jedności duchowej ze wszystkimi innymi formami rozwijających się związków regionalnych na świecie. I faktycznie, Unia Europejska jest jedynie jednym z komponentów globalnego programu bloków kontynentalnych, każdego w przyszłości ( w zamierzeniu) z własną walutą, obywatelstwem, parlamentem itd. A wszystkie te bloki powoływane są w celu utworzenia jednego rządu światowego.

 Powstanie unii regionalnych (na poziomie kontynentów) w kontekście jednoczesnej implozji państw, które wchodzą w skład tych wspólnot nie jest przypadkiem. W rzeczywistości, te mutacje to rezultat długotrwałej pracy od podstaw ze strony oligarchii finansowych, grup elit politycznych i różnych fundacji. Chcąc wyjaśnić historię ruchu globalistycznego należy wyjść od fundamentalnego znaczenia i potęgi finansowej anglosaskiej arystokracji i finansjery (przenikającej się zresztą całkowicie). Była ona zawsze „państwem w państwie”. Jej początki sięgają wprowadzenia „Magna Carta” w 1215 roku.

 

 Po porażce króla Anglii Jana Bez Ziemi w bitwie pod Bouvines (1214) baronowie angielscy uzyskali przywileje polityczne i finansowe. Od tej pory Korona była zmuszona współpracować z klasą, która łączyła w sobie siłę polityczna, potęgę finansową i ambicje handlowe. W ten sposób powstała elita, która jest protoplastą ośrodków władzy wywierających przemożny wpływ na władzę publiczną poprzez finanse, media i wywiad. Władza publiczna została praktycznie podporządkowana tym elitom i stała się od nich zależna. Te ośrodki polityczno – biznesowe istnieją do dzis, są ponad narodowe i nie podlegają już praktycznie żadnej kontroli.

 Bardzo szybko, bo już od średniowiecza, elity te zaczęły wykorzystywać swoją siłę polityczną i ekonomiczną. Takie firmy jak London Staplers, London Mercers Society czy od XVII wieku British East India Company były perłami w koronie imperializmu brytyjskiego. W ten sposób arystokracja handlowa przekazywała kontrolę nad bogactwami z pokolenia na pokolenie.

 Porażka Francuzów w Ameryce Północnej, która zakończyła się traktatem w 1763 (Francja straciła Kanadę i wiele pomniejszych terytoriów) może być uważana za datę graniczną i ustanowienie kompletnej hegemonii oligarchii brytyjskiej. W jej ręce dostał się w ten sposób cały kontynent z ogromnymi bogactwami i prawie pozbawiony ludności. Po upadku Napoleona w 1815 potęga anglosaska nie miała rywali także na morzach i oceanach.

 Potęga demograficzna, zaludnienie ogromnych obszarów Ameryki Północnej, Południowej Afryki, Australii i Nowej Zelandii, kontrola nad strategicznymi punktami na całym świecie (Gibraltar, Hongkong), grabież terytoriów na wszystkich prawie kontynentach, wysoka technologia i poparcie sektora bankowego pozwoliło tej arystokracji handlowej z Londynu i Nowego Jorku zacząć śnić o dominacji nad światem.

 

 Czołową postacią wyznającą ideały zdominowania świata był Cecil Rhodes. Ten wielki budowniczy Imperium Brytyjskiego wyemigrował do Południowej Afryki gdzie dzięki nieprzeciętnym zdolnościom i ogromnej pracy dorobił się na wydobyciu i handlu diamentami. Był założycielem kartelu diamentowego De Beers, który jest praktycznie monopolista na tym rynku aż po dziś dzień. Jego patronem i oparciem był Nathaniel Mayer Rothschild (1840-1915). Postać, której nie trzeba chyba przedstawiać… Jego kolosalna fortuna pozwoliła Rhodesowi położyć podwaliny pod państwo południowo- afrykańskie, podporządkowane Koronie brytyjskiej). Wpływy finansowe i polityczne pozwoliły kontrolować terytorium, które nazwane zostały jego imieniem – Rodezja. Podzielona następnie na Rodezję Północną i Południową stała się odpowiednio Zambią i Zimbabwe.

 Największym jego pomysłem była jednak budowa linii kolejowej z Kapsztadu do Kairu. W obronie interesów Imperium Brytyjskiego linie komunikacyjne były kwestią kluczową dla rozwoju jakiejkolwiek działalności i stanowiły jego kręgosłup. Oprócz dbania o rozwój Imperium Rhodes miał jeszcze inne marzenie. Przeświadczony o wyższości „rasy” anglosaskiej zaprojektował politykę nakierowaną na zagwarantowanie dominacji: zjednoczenie wszystkich Anglosasów a precyzyjniej – utworzenie bloku złożonego z Imperium Brytyjskiego i Stanów Zjednoczonych. Miał to być według Rhodsa fundament, na którym zostanie zbudowane Państwo Światowe według pryncypiów i filozofii arystokracji handlowej.

 By osiągnąć ten cel uważał za konieczne przyjmowanie do Uniwersytetów wybitnych jednostek, którzy powodowani tymi samymi ideałami mogliby zająć kluczowe pozycje w finansach, wojsku, systemie edukacji i dziennikarstwie. Prawdziwi jezuici globalizmu, przeznaczeni do zaprowadzenia nowego, światowego porządku. Ideę te urzeczywistnił poprzez stworzenie „stypendiów Cecila Rhodesa” ( Rhodes Scholarship) na Oxford University. Gdy przyjrzymy się liście stypendystów to zrozumiemy o jakie osoby chodzi… To tam właśnie "kształcił" się nasz Radek Sikorski za pieniądze fundacji Rhodesa.

 Ten model "kształcenia" a w rzeczywistości indoktrynacji w duchu globalistycznym odbywa się także w innych miejscach, głównie w USA. Z takich programów korzystali m.in. B.Szydło czy K.Szczerski. Kiedyś by objąć ważne funkcje w państwie wysyłano zdolną, zaufaną młodzież do Moskwy lub Leningradu, teraz zasada się nie zmieniła, zmienił się tylko kierunek.

 

 Jedna z ważniejszych postaci ze „stajni” Rhodsa był jego faworyt Alfred Milner (1854 – 1925), znany także jako Lord Milner. Był m.in. ministrem wojny w rządzie Lloyda Georga podczas I Wojny Światowej. Podczas tej wojny doszło do zdarzenia, które miało ogromne konsekwencje dla przyszłych pokoleń. Tzw. Deklaracja Balfoura, bo o niej tu mowa, była dokumentem „przyznającym” żydom prawo do Palestyny. Deklaracja ta została sformalizowana w formie listu zaadresowanego do Waltera Rothschilda, który był pośrednikiem między ruchem syjonistycznym a Wielką Brytania. Głównie z tego powodu konflikt światowy trwał przynajmniej o dwa lata dłużej. Niemcy bowiem w obliczu spodziewanej klęski nalegali na zakończenie wojny lecz silne lobby syjonistyczne blokowało te kroki i doprowadziło do udziału USA w konflikcie. Stawką w grze była oczywiście Palestyna, która była częścią Imperium Otomańskiego, sojusznika Niemiec.Tylko całkowite pokonanie Państw Centralnych (Niemcy, Austro – Węgry, Turcja, Bułgaria) dawało szanse na podział łupów i oderwanie Palestyny. Autorem wspomnianej Deklaracji był w rzeczywistości Alfred Milner.

 

 Innym prominentnym spadkobiercą Rhodsa był Lionel Curtis (1872 – 1955). Oprócz udziału w pracach nad Traktatem Wersalskim, który narzucił Niemcom drakońskie warunki kapitulacji i był czynnikiem determinującym w ogromnym stopniu dojście nazistów do władzy w Niemczech, Curtis był autorem “Commonwealth of Nations“, którego aktualizacja datuje się na 1948 rok. Miało to przygotować upadłe już Imperium Brytyjskie do zmian politycznych w obliczu prac na globalizmem.

 

 Funkcjonowanie mechanizmów globalnych musi być postrzegane jak ogromne puzzle. Trzeba przyjrzeć się każdemu elementowi układanki by dostrzec obraz całości. W każdym razie powstaje szereg ciał ponadnarodowych pracujących dla wspólnego celu – wprowadzenia rządu światowego. Jedynie tarciom między poszczególnymi grupami interesów zawdzięczamy fakt, że takiego rządu formalnie jeszcze nie ma. W każdym razie jest bliżej niż dalej do celu. Tak przynajmniej wydaje się projektantom i funkcjonariuszom globalnego porządku.

 

 Pierwsza Wojna Światowa była zdarzeniem determinującym przejście od przygotowań do realizacji planów globalizacji. Ciekawą i niezwykle istotną postacią z tego okresu jest szwedzki bankier Olof Aschberg (1877-1960), który był ogniwem łączącym elity Wall Streat, londyńskiego City i sowieckich bolszewików, którzy za żydowskie pieniądze z Nowego Jorku dokonali przewrotu w Rosji. W tym kontekście nie dziwi kluczowy udział żydowskich, zawodowych rewolucjonistów jak Trocki czy Lenin. Oni byli bowiem gwarantem należytego wykorzystania wyasygnowanych środków.

 Wspomniany już Lord Milner był tą osobą, która wpłynęła na udzielenie silnego poparcia rewolucji bolszewickiej przez rząd brytyjski i finansjerę z City. Wszystko w imię globalizacji, nad którą nieustannie pracowano. Koniec wojny przyniósł całkowite podporządkowanie osłabionych Niemiec międzynarodowym kołom finansowym Londynu i Nowego Jorku, które pracowały w celu ich wzmocnienia. I faktycznie, gigantyczne kompleksy przemysłu stalowego i chemicznego (kluczowe dla zbrojeń) powstały na przestrzeni lat dwudziestych dzięki ich pieniądzom. Tak powstało m. in. IG Farben i Vereinigte Stahlwerke.

 Potencjał machiny wojennej Hitlera był w głównej mierze rezultatem inwestycji anglosaskich a w rzeczywistości żydowskich kół finansowych. Utworzenie Unii Paneuropejskiej w 1924 roku było następnym krokiem w tworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy. Zamiarem twórców – Richarda Coudenhove-Kalergi i pierwszego prezydenta unii – Arstide Brianda było zjednoczenie Europy i integracja jej z politycznie zunifikowaną organizacją światową. Wtedy też wybrano hymn – Odę do Radości Beethowena, która stała się hymnem Unii Europejskiej.

 

 Lepiej można zrozumieć znaczenie tej inicjatywy koncentrując się na jądrze wojny – pieniądzu. Finansowanie Unii Pan-Europejskiej ukazuje ścisłe powiązania swoich władz z innymi uczestnikami ruchu globalistycznego. Oprócz sponsorów wywodzących się z kręgów przemysłowców i finansistów R. Coudenhove-Kalergi cieszył się poparciem Maxa Warburga, reprezentującego niemiecki bank z Hamburga. Brat Maxa, Paul, był szefem FED i Council on Foreign Relations – jednego z filarów globalizmu. Max Warburg był ponadto członkiem Rady Nadzorczej IG Farben podczas gdy jego brat zasiadał w Radzie jej amerykańskiej filii. Jak widać, koncern mający kluczowe znaczenie dla przemysłu wojennego Hitlera miał dobrze sytuowanych opiekunów. (IG Farben produkował m.in. osławiony Cyklon B)

 

 Dojście Hitlera do władzy było możliwe dzięki poparciu finansjery anglosaskiej udzielonemu ich niemieckim odpowiednikom. Postacią, która spinała te dwa światy był Hjalmar Schacht, dyrektor Reichsbank i minister gospodarki Niemiec w latach 1934 – 39. Wcześniej, obok bankiera Emila Wittenberga, Schacht był członkiem komitetu dyrekcyjnego pierwszego sowieckiego banku, założonego w 1922 roku RuskomBanku. Szefem tego banku był Szwed Olof Aschberg a dyrektorem departamentu zagranicznego – Max May z „Guaranty Trust Company” (filia JP Morgan), reprezentujący interesy Wall Street w Moskwie. Sądzony na procesie w Norymberdze Schacht został uniewinniony. Zawdzięczał to ścisłym koneksjom z międzynarodową finansjerą i polityką.

 

 Symptomatyczne jest poparcie anglosaskiej arystokracji handlowej dla komunizmu i nazizmu. CCCP, nazistowskie Niemcy i USA potraktowane zostały jako laboratoria na poziomie lokalnym, mające wypracować idealny model, który ma zostać zaprowadzony na całym świecie. II Wojna Światowa będąca następnym wydarzeniem granicznym, skutkiem zakulisowych rozgrywek finansjery pozwoliła na wprowadzenie dwóch pozornie przeciwstawnych bloków. Jak by jednak nie patrzeć to obydwa „światy” zasilane były przez te same koła finansowe, dzięki czemu możliwe było położenie podwalin pod nowy światowy porządek.

 Po II wojnie w Europie nastąpił szereg inicjatyw integracyjnych zakończony Traktatem Lizbońskim. Biorą pod uwagę przedstawione wyżej fakty należy sobie zadać pytanie, jakie jest miejsce Polski w tym wszystkim? Czy przypadkiem nie jest tak, że karty zostały już dawno rozdane i wszelkie spory wewnętrzne są li tylko walką o lepszy dostęp do konfitur? Wydarzenia ponad 25 lat transformacji, czyli rzekome odzyskanie "wolności" wskazują, że niewiele mamy już, jako Naród do powiedzenia u siebie. I czy aby jeszcze „u siebie”? Pytań jest wiele i obawiam się, że odpowiedzi za wesołe nie są. Bo po prostu być nie mogą. Musimy oczywiście w jak najlepszy sposób zadbać o nasze interesy w naszym kraju. Musimy mieć jednak świadomość, że siły, które organizują i przeprowadzają cały proces globalizacji są potężne i zawsze będą usiłowały wywierać wpływ na kreowanie polityki w naszym kraju. Trudno jest więc wymyślić coś sensownego ale poddawać się też nie wolno.

 Jedna rzecz jest moim zdaniem pewna, najmniej można wierzyć tym, którzy najgłośniej używają retoryki patriotycznej uczestnicząc w polityce od zawsze. To są zwykłe zabiegi socjotechniczne mające na celu zdobycie władzy i możliwie najszersze legitymizowanie zdobytej władzy.

 

 Mija właśnie rok rządów PiS i widać już, że obiecywana "dobra zmiana" jest całkiem inaczej rozumiana przez społeczeństwo, któremu stara się zamknąć usta rozdawnictwem w postaci 500+ a rządzącymi, którzy potrafią pięknie się kłócić w Sejmie a jeśli przychodzi do kwestii zasadniczych jak Ukraina czy CETA to śpiewają jednym głosem z opozycją. Taki rodzaj "porozumienia ponad podziałami". Bierze się to stąd, że istnieją granice, których nie wolno im przekroczyć. Stąd może nie rażą np. prezesa Kaczyńskiego osoby z komunistycznym rodowodem w jego otoczeniu. Bo w końcu jaka to różnica czy delikwent kształcił sie w Moskwie czy w Nowym Jorku skoro kierunek i cel jego kształcenia był ciagle ten sam - globalizacja. Ten schemat działa już od 25 lat i każdy kolejny rząd dołożył swój kamyczek do ogródka.

 

 Czy ten proces można zatrzymać? Arogancja elit globalistycznych doprowadziła do erozji systemu. Wymuszanie zgody na pewne fakty, mimo negatywnych opinii społeczeństwa wyrażonych w referendach doprowadziły do powstania i rozkwitu ruchów nazywanych "skrajnie nacjonalistycznymi", gdzie słowo "skrajnie" ma sugerować odbiorcy pejoratywny charakter. To jak pogwałcenie święcie ustalonego porządku. Wybór Trumpa na prezydenta USA też nie spodobał się elitom bo daje paliwo dla rozwoju takich ruchów mimo tego, że tak naprawdę nie wiadomo czego możemy się po tej prezydenturze spodziewać. No ale walczyć trzeba bo inaczej nasze dzieci i wnuki zamiast legitymacji szkolnej bedą już miały czipy.