Główną zasadą wolnego rynku jest rozwiązywanie problemów, które często sam tworzy.

 Ryszard Kapuściński w swojej ksiażce Heban opisuje ciekawą miejscowość polożoną koło Onitsha w Nigeri.

Otóż na drodze dojazdowej do osady była ogromna dziura, do której ciągle wpadały auta zmierzające do Onitsha i psuły sobie co nieco. W osadzie zorganizowały sie specjalne ekipy pomagajace pechowym kierowcom. Powstały małe hoteliki przyjmujace na nocleg pasażerów uszkodzonych aut, no i oczywiscie warsztaty samochodowe. Za przyczyną banalnej dziury w drodze powstały miejsca pracy i trudno sie dziwic, że mieszkańcy bardzo stanowczo sprzeciwiali się pomysłom naprawy tejże.
 
 Pewien dekarz któregoś dnia poczuł sie gorzej i do naprawy dachu wysłał swojego syna. Po powrocie syn zapytany o wykonaną pracę odrzekł, że znalazł miejsce gdzie dach był uszkodzony i naprawil wszystko wg prawideł sztuki dekarskiej. Rozeźlony ojciec zrugal syna za to, że ten nie wykorzystał okazji i nie obluzowal innych dachówek, co w przyszlości dałoby następne zlecenie.
 
 Takie historyjki obrazują istotę kapitalizmu a właściwie tzw. wolnego rynku którego glówną zasadą jest rozwiązywanie problemów, które często sam tworzy.
Wyobraźmy sobie radosną nowinę, że jakaś cieżka choroba zostala pokonana za pomocą jakiegoś cudownego leku. Konsekwencją tego pozytywnego skadinąd zdarzenia bylby krach jakiejs firmy farmaceutycznej. Dlatego lobby farmaceutyczne tak wrogo nastawione jest np. do uprawy konopi, z których tanim kosztem można uzyskiwać cudowne lekarstwa nie do uzyskania w drodze syntezy chemicznej.
 
 
 W naszych domach pelno jest jeszcze pralek i lodówek pamiętających zamierzchłe czasy PRL. I jakoś funkcjonują. Natomiast kupionych dziś, nowoczesnych ponoć urządzeń, po trzech latach użytkowania nie warto nawet naprawiać. Każdy taksówkarz zaświadczy, że często auto dwudziestoletnie jest solidniejsze niz ostatnie, wypasione modele. Teraz, żeby wymienić glupią żarowkę to trzeba jechać do serwisu, tak producenci dbają o swoich serwisantów.
 
 Podobnie dzieje sie w polityce. Nasi (p)osłowie zamiast aplikować rozwiązania sprawdzone i przetestowane debatują zawzięcie i wyważają otwarte drzwi, najczęściej do lasu. Obawiają się, że uchwalenie dobrego prawa pozbawi ich "pracy" i apanaży ?
 
 Nie rozwiązywanie problemów definitywnie jest motorem napędowym współczesnego świata. Napisano tony tomów o nieefektywności systemu socjalistycznego i roli państwa ale stosunkowo niewiele jest publikacji o niewydolności "wolnego rynku".